Opublikowano przez PlayStation Freak dnia 08.10.20 godz: 14:14
Crash Bandicoot 4: Najwyższy Czas - Recenzja!

Crash Bandicoot 4: Najwyższy Czas - Recenzja!

Szczerze mówiąc niezbyt dobrze pamiętam moją pierwszą styczność z Crashem na PSX. Próbując przywołać w głowie obrazy odnajduje pustkę, w której brak jest najmniejszego przebłysku. Być może doznałem szoku i mój mózg nie nadążył rejestrować wspomnień lub zwyczajnie ta chwila umknęła mi z pamięci, a jej miejsce zajęły wszystkie późniejsze, wspaniałe wspominania, momenty i kolejne niezliczone, długie godziny zabawy spędzone z serią od Naughty Dog, które doskonale pamiętam. Każdy kolejny Crash Bandicoot po podstawowej trylogii wydanej na pierwszą konsole Sony, moim zdaniem nie miał już tego czegoś, tej iskry, polotu i co najważniejsze nawet startu do części 1-3. Dlatego też pozostałem wiernym wyznawcą trzech pierwszych przygód zakręconego Jamraja na długie lata. Teraz kiedy kultowa marka trafiła w ręce Activision, które za pośrednictwem Toys for Bob, poczęstowało mnie pełnoprawną kontynuacją z numerem 4, miałem sporo wątpliwości jednak bez wahania w dniu premiery sięgnąłem po pudełko z grą i oto czego doświadczyłem.

 

Jesteście na to gotowi?

 

Najwyższy Czas - bo taki podtytuł nosi najnowsza odsłona gry - utrwala wzorce trylogii będąc jednocześnie bezpośrednią kontynuacją części trzeciej wywalającą z kanonu wszystkie kolejne gry wydane na konsole PS2 i PSP. Arcywrogowie Bandicoota - Dr. Neo Cortex, N.Tropy i Uka Uka pomimo zamknięcia w odległej galaktyce, po latach starań znajdują sposób na wydostanie się z więzienia, robiąc przy tym sporo zamieszania. Doprowadzając do otwarcia kwantowych szczelin sprawili że wszechświaty, czasy i równoległe rzeczywistości wymieszały się ze sobą. Crash i Coco kolejny raz zmuszeni są stawić czoła wyzwaniu i powstrzymać antagonistów przed zawładnięciem całym uniwersum. W tym zadaniu znajdą sprzymierzeńców w postaci starych przyjaciół i nieoczekiwanych znajomych. Groteskowa i pełna humoru fabuła mocno podkreśla to za co pokochaliśmy serię - Crasha po prostu nie da się nie lubić.

 

Crash i Coco ruszają do akcji!

 

Zasiadłem do nowej przygody rudego Jamraja z uśmiechem na pysku, podczas wczytywania czułem się jak ci wszyscy nasi milusińscy czekający na wieczorynkę. Pierwsza misja i charakterystyczna muzyka która przywitała mnie na wstępie zasypała mnie gradem wspomnień - byłem kupiony. Zapomniałem o całym świecie i ruszyłem przed siebie, kręciłem, skakałem, zbierałem owoce Wumpa czy jak kto woli jabłka. Pyk, jedna skrzynka, druga skrzynka, diamencik, Aku-Aku, znowu skrzynka, TNT, skrzynka, jak to mówią alleluja i do przodu. Wymęczyłem cały poziom wzdłuż i wszerz, dotarłem do mety, cyk - skrzynki? 101/104… I wtedy już wiedziałem - to nie będą przelewki.

 

Czy tym razem Neo Cortex zwycięży?

 

Całość wciąż pozostała zręcznościową i piekielnie trudną platformówką jaką dobrze pamiętacie. Rosnący poziom daje popalić z każdą kolejną misją, momentami doprowadzając do wrzenia. Ale czym była by ta gra gdyby nie powodowała uśmiechu na gębie tylko po to by po chwili zamienić go na kalanie języka polskiego soczystymi przekleństwami i na odwrót. Etapy bonusowe czy czasowe potrafią dać w kość, a o poziomach z kolorowych gemów wolał bym nie wspominać… Całość układa się w wyzwanie z którym chcąc podołać w 100% trzeba się nieźle napocić i nagimnastykować - ktoś gdzieś stwierdził że jest to Dark Souls platformówek, ja się nie zgodzę - jest trudniej. Pod koniec gry zaczyna się prawdziwa impreza i aerobik dla zawodowców. Moja chęć zebrania wszystkich skrzynek i gemów, bardzo szybko przerodziła się w desperacką walkę o przetrwanie. Jedynym moim celem stało się dotarcie w jednym kawałku do mety. Twórców poniosła fantazja - trzeba to przyznać - zwłaszcza w ostatnim etapie, który prawie doprowadził mnie do łez i odcisnął się na tyle w mojej psychice że jeszcze przez długi czas będę miał traumę. Cały ten akapit brzmi jakbym narzekał na trudność - absolutnie nie. Gra jest ciężka, jest to spacer po szkle ale cholernie satysfakcjonujący i wciągający mocniej niż odkurzacz Henry. Szykujcie się na zgon za zgonem ale na szczęście, brak ekranów wczytywania pozwala sprawnie rozgrywać kolejne próby i podejścia.

 

Gra wygląda fantastycznie!

 

Tym razem Crash nie ograniczy się do skakania, wirowania i ślizgania. Nasz Jamraj dzięki wprowadzaniu do gry masek kwantowych uzyska zdolności przemieniania obiektów, latania, rozwalania wszystkiego w pył, odwracania grawitacji, naginania praw fizyki czy NAWET zatrzymania czasu! Zabieg ten okazał się strzałem w dziesiątkę ze strony twórców, wprowadzając powiew świeżości i urozmaicając rozgrywkę która stałą się jeszcze bardziej porywająca, dynamiczna, jeszcze szybsza i rzecz jasna - trudniejsza. Wraz z postępem fabuły odblokujemy dostęp do czterech antycznych masek, które następnie będą wspierać rodzeństwo Bandicootów. Dodatkowo przygotujcie się też na zjeżdżanie po szynach, skakanie na linach czy bieganie po ścianach - uwierzcie, dzieje się tyle że nie sposób nadążyć.

 

Baw się prawami fizyki.

 

Kolejną innowacją jest wprowadzenie do gry innych grywalnych postaci dysponujących różnorakimi wachlarzami umiejętności. Powróci Tawna - całkowicie odmieniona i nie do poznania. Dziewczyna w której Crash ulokował swoje uczucia stała się bohaterką na miarę uniwersum Marvela, w walce spisuje się niczym Czarna Wdowa, na linkach z hakiem śmiga jak sam Peter Parker a charakterem najbliżej jej do Iron-Mana. Wśród grywalnych postaci znajdzie się też sam Neo Cortex wyposażony w blaster zmieniający wrogów w platformy umożliwiające wdrapanie się na najwyższe zakątki planszy. A w miedzyczasie sielanka emerytowanego Dingodile prowadzącego restauracje na bagnach zakończy się z hukiem kiedy wpadnie w kwantową szczelinę, przenosząc się w czasie. Pokręcone, co nie?

 

Skacz, kręć i zbieraj diamenty!

 

Gra oferuje 43 zwariowane poziomy które zachwycają nie tylko oprawą graficzną, pomysłem ale także co najważniejsze różnorodnością! Plansze nie zostały stworzone na jedno kopyto, każda z nich różni się diametralnie, nie zezwalając na nudę. Kawał dobrej roboty wykonali projektanci. Z marszu można zauważyć ogrom pracy jaki włożony został w stworzenie tak różnorakich plansz, które cieszą oczy i zachęcają do eksploracji ukrytych zakamarków. W tym aspekcie można tylko bić brawo pracownikom Toys for Bob za tak staranne przygotowanie gry i odrobienie lekcji. A skoro już naruszyłem temat poziomów warto też wspomnieć o mechanice i sterowaniu, które jest naprawdę dobre. Crash w powietrzu nie zachowuje się jak bezwładny klocek czy przysłowiowe coś tam w betoniarce. Gracze mają pełną kontrolę lotu przez co każde lądowanie, telemark czy placek na brzuchu zależy od nas. Co ważne, w grze nie napotkałem ani jednego błędu, całość poszła sprawnie i bardzo płynnie, zachowując przy tym naprawdę ładną oprawę graficzną.

 

Powrócą szaleńcze rajdy.

 

Poza standardowym trybem fabularnym gra oferuje również dobrze znane wyzwania czasowe oraz tryb chwytliwie nazwany „Na odwrót” pozwalający ponownie rozegrać wszystkie poziomy z imersją graficzną i nowymi diamentami do zebrania. Znalazło się też miejsce dla zabawy wieloosobowej polegającej na wymienianiu się padem między graczami w trybie fabularnym oraz dwie mini gry na tej samej zasadzie. Wyścig - w którym gracze mierzą się ze sobą na czas oraz Seria Skrzynek - polegająca na zdobyciu przez graczy jak największej ilości drewnianych boxów aż do śmierci. Podczas zabawy można również odblokować dziesiątki fantastycznych skórek dla rodzeństwa „Bandików” poprzez zdobywanie gemów. Cała menażeria możliwości składa się na dość rozbudowany system gry niepozwalający na nudę, a łowcy patynowych trofek będą mieć miejsce do wykazania swoich umiejętności. Bowiem zdobycie tego najcenniejszego pucharka to arcytrudne zadanie któremu podołają tylko najcierpliwsi gracze.


Podsumowując. Crash Bandicoot 4 wjeżdża z kopyta czy z tego co tam Jamraj ma. Dostaliśmy wszystko najlepsze co oferowała trylogia mocno wzbogacając i ulepszając niektóre elementy. Jest to nostalgiczna podróż do czasów dzieciństwa, budząca wspomnienia i tworząca nowe. Gra dostarczyła mi wszystko, czego oczekiwałem od nowej przygody Crasha. Szykujcie się na dziki rajd na niedźwiadku, na jazdę na motorówce, szaleńcze ucieczki przed dinozaurami czy innymi stworami, płonący przycisk X od tysiąca wykonanych skoków, spuchnięte palce, szybką i dynamiczną rozgrywkę udekorowaną idealnie dobraną i wpadającą w ucho ścieżką dźwiękową. Chapeau bas! O lepszym powrocie zakręconego Jamraja nawet nie śniłem, ani nie marzyłem. A to co otrzymałem przeszło moje najśmielsze oczekiwania! Po raz kolejny po kilkunastu latach mogłem znów poczuć tę radość płynącą z ogrywania kolejnej części Crasha! Moi drodzy, dla mnie bomba i strzał w dziesiątkę! Nie mam się do czego przyczepić dlatego w mojej ocenie gra zasługuje na soczystą 10tkę! Piona!


Plusy
Nostalgiczna podróż do końca lat 90tych.
Humor!
Różnorodność poziomów
Innowacje w rozgrywce
Grafika
Rewelacyjna ścieżka dźwiękowa.
Nie można się od niej oderwać.
Minusy
Brak
Ocena
10
Musisz zagrać!
Musisz zagrać!

Jeśli spodobał Ci się wpis - kliknij
Polubiło 4 użytkowników

Komentarze
Dodaj komentarz
Bądź pierwszą osobą, która skomentuje ten wpis
Zobacz także
Opublikowano przez PlayStation Freak
dnia 21.10.2022 godz 12:00
Plague Tale: Requiem - Recenzja bez spoilerów.
Plague Tale: Requiem - Recenzja bez spoilerów.
Opublikowano przez PlayStation Freak
dnia 03.09.2021 godz 13:00
The Medium - Recenzja!
The Medium - Recenzja!
Opublikowano przez PlayStation Freak
dnia 29.06.2021 godz 13:00
Ratchet and Clank: Rift Apart - Recenzja!
Ratchet and Clank: Rift Apart - Recenzja!
Opublikowano przez PlayStation Freak
dnia 10.05.2021 godz 14:52
Resident Evil: Village - Recenzja!
Resident Evil: Village - Recenzja!
 
Autor bloga
PlayStation Freak
O mnie

PlayStation Freak - Maniak od 1997.

Witajcie, chcecie wiedzieć kim jestem i dlaczego to robie? Już wyjaśniam.
Nazywam się Kamil i od 24 lat jestem graczem.

Wszystko oczywiście zaczęło sie dużo wcześniej ale maj 1997 uważam za oficjalną datę początku mojego szaleństwa. Często słyszę jak ludzie zastanawiają się: “Gdzie do cholery są moje pieniądze z komunii” :)

Ja doskonale wiem otóż pieniądze z Pierwszej Komunii już na następny dzień trafiły do małego sklepu RTV na osiedlu a ja stałem się dumnym posiadaczem pierwszego PlayStation. Od tamtego czasu dzielnie brnę przez kolejne generacje mojej ukochanej konsoli próbując łączyć życie osobiste, pracę, z wirtualnymi światami i postaciami - jak na razie skutecznie. :)
 


Powiązane produkty
Facebook