Mówcie co chcecie, ale na Plague Tale Requiem czekałem bardziej niż na nowego God of War, naprawdę. W czasach, kiedy za każdym rogiem czają się na nas ogromne sandboxy, gdzie na każdym kroku twórcy wciskają nam grę online, w czasach mikropłatności i nie boję się tego powiedzieć na głos: w czasach, kiedy branża gier leży i kwiczy, cierpiąc na brak nowości i gier godnych dziewiątej generacji, każda perełka jest na wagę złota. A jeżeli dodatkowo mamy doczynienia z liniową przygodówką to PS Freak łyka ją w ciemno. Ale po kolei.
Oni wracają!
Po rewelacyjnej premierze pierwszej części gry od Asobo Studio w 2019 roku, nie mogłem wyjść z podziwu. Francuzi pomimo lichego doświadczenia zaserwowali nam kawał fantastycznej, liniowej, pełnej akcji, zwrotów i emocjonującej historii gry. Chyba każdy kto doświadczył Plauge Tale Innocence na własnej skórze czekał z wywieszonym jęzorem na kontynuacje tej niesamowitej historii. Hype train w mojej głowie pędził niczym autobus do Lichenia, ale gdzieś tam z tyłu cały czas pojawiały się pytania: Co jeszcze twórcy mogą wymyśleć? Czy fabularnie dorównają jedynce? Czy uda im się zachować klimat gry? Czy jest tu miejsce na innowacje i nowości? Czy będzie to po prostu to samo danie podane drugi raz? Na te pytania postaram się odpowiedzieć!
Czeka na Was kolejna niesamowita przygoda!
Pamiętacie Amcie i Hugona? Ta dwójka dzieciaków przeszła więcej niż jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Po przetrwaniu okropnej zarazy, pościgu Inkwizycji, utracie przyjaciół i wyniszczającej podróży, Amicia przeżywa traumę. Dziewczyna nie radzi sobie z wydarzeniami z przeszłości, targają nią skrajne emocje od paniki po wybuchy niepochamowanej agresji co może doprowadzić do tragedii. Mały Hugo zmaga się z nawrotem tajemniczej choroby, wizjami i klątwą, która zdaje się narastać z każdym dniem, obdarzając chłopca przedziwnym brzemieniem. A mimo to, oboje wciąż nie tracą nadziei na normalne życie. Niestety, świat nie będzie dla nich łaskawy. Czeka ich kolejna trudna wyprawa w nieznane. Niesieni nadzieją na wyleczenie Huga, ponownie znajdą się na szlaku, a koszmar powróci ze zdwojoną siłą. Rodzeństwo znów stanie oko w oko z dzikimi hordami wygłodniałych szczurów, które wydają się podążać za nimi jak cień, a także żołnierzami i bandytami, którzy za wszelką cenę będą próbować schwytać rodzeństwo.
Nowi bohaterowie czekają na wspólne przygody.
W Plauge Tale Requiem spotkacie masę nowych bohaterów, ale także starych przyjaciół. Chociaż wydaje mi się, że same postacie poboczne nie są tak dobrze napisane jak w poprzedniczce to ich historie potrafią zaciekawić odbiorcę, wywołując przy tym sporo emocji. Całość nadal skupia się na skomplikowanej relacji na linii Amicia – Hugo, która obecnie jest na całkiem innym poziomie niż w części pierwszej. Amicia dla brata nie cofnie się przed niczym, dopuści się straszliwych czynów, a także stanie oko w oko z największymi lękami. Hugon wciąż jest irytującym gówniakiem i nadal towarzyszyć Wam będzie chęć porzucenia toddlera na szlaku…, ale nie taki jest cel gry. Dzieciak wydaje się być zagubiony i przerażony, jednocześnie oswaja się z toczącą go klątwą. Jak potoczy się ich historia i jak zakończy się ta podróż? O tym musicie przekonać się sami.
Amicia potrafi pokazać pazur.
Grę utrzymano w znanej dotychczas konwencji liniowej przygodówki. Prym wiodą tutaj elementy skradane i zagadki chociaż tych pierwszych jest o wiele więcej. W zasadzie identycznie jak w części pierwszej, cała gra opiera się na przemykaniu cichaczem za plecami wrogów, torując sobie drogę na różnorakie sposoby, czy przez odwracanie uwagi, zabijanie czy szczucie wrogów szczurami. W większości przypadków na otwartą walkę nie ma co liczyć, skończy się ona śmiercią bohaterki. Niezastąpione są tutaj sztuczki alchemiczne, proca, cicha kusza czy pomoc towarzyszy, którym wydajemy polecenia. Nieodstępnym elementem rozgrywki są starcia ze szczurami, podczas których nie chcąc stać się żywą karmą dla gryzoni musimy trzymać się światła i ognia. Logiczne myślenie przydaje się na każdym kroku, a dzięki alchemicznym pociskom w które wyposażona jest Amicia będziemy mogli torować sobie drogę i wyznaczać własne ścieżki do celu.
Będzie co zwiedzać.
Lokacje są o wiele obszerniejsze niż w pierwszej części, rozdziały dłuższe, a tarapaty w jakie wpadają Amicia i Huga z minuty na minutę są coraz większe. Radzić sobie musimy z mnóstwem przeciwności losu i małą ilością amunicji czy wspomagaczy. Można odczuć lekko survivalowy klimat, jednak w kluczowych momentach gra na pewno poratuje nas potrzebnymi zapasami. Zagadki przed jakimi przyjdzie nam stanąć, nie wymagają zbyt wiele myślenia, a szkoda – mogły by być znacznie trudniejsze. Irytujący jest także fakt, że gra jest bardzo mocno oskryptowana. Przykładem jest sytuacja, w której poprawnie rozwiążemy zagadkę a mimo to gra nie ruszy dalej, ponieważ stoimy w złym miejscu. Sam przez to kopałem się z koniem przez ponad pół godziny, próbując przejść jeden etap. Pozostaje mieć nadzieje ze to wina barku aktualizacji przed premierą. Oby.
Szczury, wszędzie szczury!
Co ciekawe w grze nie ma sztucznych zapychaczy, próżno szukać tu setki bezsensownych znajdziek typu monety, marchewki czy inne pokemony. Zaledwie 12 przedmiotów do kolekcji Hugona, oraz 21 wspomnień, które doskonale uzupełniają historię relacji między rodzeństwem to wszystko co znajdziecie w trakcie 17 rozdziałów gry. Moim zdaniem proporcja idealna. Poza znajdzkami, są również przedmioty potrzebne do ulepszania sprzętu naszej protagonistki, a także elementy craftingu. W na planszach ukryto sporo tajnych przejść czy drzwi do odblokowania, za którymi znaleźć można cenne skarby, bądźcie czujni, bo nie trudno je przegapić.
A skoro już o aktualizacjach to może i o błędach klika słow. Podczas zabawy z Plauge Tale napotkałem jeden błąd, który zmusił mnie do restartu gry, Amicia wpadła pod tekstury. Poza tym nie spotkałem nawet niemniejszego buga, żadnych zawieszeń w powietrzu, lewitujących przedmiotów czy zablokowanych przeciwników. Gra dopięta jest na ostatni guzik, totalnie. Pomimo barku błędów niektórzy gracze mogą odczuwać frustracje poprzez notoryczne wpadnie na niewidzialne ściany których jest mnóstwo. Niestety tu liniowość produkcji może dać mocno popalić, bo chcąc nie chcąc, odbijecie się od takowych zabezpieczeń dziesiątki razy.
Graficznie za to gra prezentuje się rewelacyjnie, widać ogrom pracy grafików. Ujmujące, piękne, kolorowe krajobrazy często mieszają się z setkami trupów, brudem i zgnilizną. Gra posiada tak niesamowity klimat, jakiego próżno szukać w największych produkcjach cenionych deweloperów. Niesamowity balans pomiędzy lokacjami, które potrafią zachwycić swoim pięknem, ale także sprawdzić, że przejdzie Wam apetyt na niedzielnego schabowego to coś naprawdę rzadko spotykanego. Cały ten średniowieczny, brudny i zarazem piękny klimat po stokroć potęguje rewelacyjne i idealnie dobrana ścieżka dźwiękowa. Dodatkowo, jeżeli idzie o wydajność to setki tysięcy rozwścieczonych szczurów przelewają się przez ekran bez zająknięcia. Całość pracuje płynnie, a HDR działa na najwyższym poziomie.
Zmierzając powoli ku końcowi. Cóż mogę więcej powiedzieć? Czekałem na premierę, czkałem cierpliwie, momentami przebierałem nogami, unikałem zwiastunów, gameplay’i itp. Co dostałem? Kawał solidnej liniowej przygodówki, garściami czerpiącej inspiracje z The Last of Us (widać to na każdym kroku). Mocnej, emocjonującej, nie patyczkującej się z odbiorcą, brutalnej, ale zarówno fascynującej, pięknej i wciągającej gry. Klimat robi robotę, muzyka robi robotę, grafika robi robotę, fabuła robi robotę. Sam wielki finał to prawdziwa petarda, a ostatni rozdziały wbijają w fotel zarówno wydarzeniami jak i ogromem akcji, która przelewa się przez ekran. ALE! Czegoś mi tu niestety zabrakło i tak jak stawiałem pytania we wstępie, tak teraz odpowiem. Zabrakło świeżości, zabrakło nowości i zabrakło innowacji. Otrzymaliśmy praktycznie tę samą grę z większymi i piękniejszymi lokacjami. Z tym samym gameplay’em i opowieścią, która nie patyczkuje się z obiorcą i potrafi wywołać skrajne emocje, ale w moim mniemaniu delikatnie odstaje od części pierwszej. Jednak w tym momencie należy zadać sobie jeszcze inne pytanie: Czy nie tego właśnie oczekiwaliśmy po kontynuacji?