Seria DIRT swoimi korzeniami sięga czasów Colin’a McRae. Jednak omówiona dzisiaj gra oprócz samochodów stworzonych do tego typu wyścigów, nie ma z nią już prawie nic wspólnego. Mistrzowie kodu zadecydowali, aby rozdzielić symulator WRC od klasycznej arcadówki w stylu NFS’a, do której dołożyli trochę pomysłów z Forzy Horizon i tym sposobem mamy DIRT 5. Czy warto w niego zagrać? Przekonajcie się sami!
Tym razem zacznę od omówienia grafiki jako pierwszej, bo wyraźnie trzeba zaznaczyć, że grałem na PS4 Pro, a grę z jakiegoś powodu mianuję się pierwszymi wyścigami nowej generacji. Owszem gra robi wrażenie nawet na poczciwej czwórce i zupełnie nie mam zastrzeżeń, jeśli chodzi o wygląd samochodów czy tras. Są wykonane niesamowicie dobrze! Zwłaszcza pojazdy, którymi przyjdzie nam jeździć. Z trasami jak wiadomo różnie bywa, trafiają się lepsze i gorsze, ale moim zdaniem są fajnie zaprojektowane, różnorodne i ciekawe. Jazda po nich jest absorbująca i trzeba cały czas trzymać skupienie. Bywają także niechlubne wyjątki, polegające na jeździe w kółko, które nie oferują zupełnie nic, ale o tym później, gdy będę omawiał co na nas czeka w Dirt5.
Do wyboru mamy dwa tryby gry, pierwszy Image Quality stawiający na wyższą rozdzielczość i szczegółowość, ale z mniejszą ilością klatek oraz Performance stawiający na niższą rozdzielczość, ale płynniejszy klatakarz. Nawet nie marnujcie czasu na pierwszą opcję. Zanim wyścig rozpoczął się na dobre moje PS4 Pro zaczęło huczeć tak głośno jak na żadnej innej grze dotąd, a pierwszy zakręt, gdzie pojawia się więcej niż jeden samochód powoduje tak drastyczny spadek klatek, że nawet nie skończyłem jednego wyścigu i postanowiłem poświęcić jakość na rzecz płynności. To samo polecam również i Wam, jeśli gracie na poczciwej czwórce. Gra posiada również szereg aspektów graficzno-kosmetycznych jak możliwość oglądania wnętrza samochodu, którym się ścigamy. Jest to dostępne w specjalnym trybie inspekt. Tam będziemy mogli w miarę swobodnie pomyszkować w środku, ale nie jest to priorytet w grze więc na próżno szukać takiej swobody jak w Forzie. Fanów na pewno to ucieszy, ja jako typowy casual w samochodówki sprawdziłem to tylko na potrzeby recenzji.
Tryb Inspekt to coś dla wielbicieli myszkowania we wnętrzu wozu.
Na ogromną pochwałę zasługuję za to realizm z jakim spotkamy się w trakcie jazdy. Unoszący się spod kół pył, na kamienistych i piaszczystych trasach a także drastyczne zmiany warunków atmosferycznych wyszły tutaj kapitalnie i mógłbym się pokusić o stwierdzenie, że nawet lepiej niż u „konkurencji”. Pojawiają się one za każdym razem na danej trasie, a nie w stylizowanych eventach. Dodatkowym pozytywnym akcentem jest też to jak „tytułowy brud” osiada na samochodach. Podczas wyścigu możemy łatwo zaobserwować to jak nasz pojazd staje się po prostu zabrudzony jazdą czy ochlapany przez błoto. Gorzej niestety wypada model zniszczeń, bo jest mocno uproszczony, nie wpływa on na jazdę ani prowadzenie samochodu. Możemy niczym w pierwszym NFSie odbijać się od bandy, wchodzić po nich w zakręty a jedyne co nam się stanie to zwolnienie nieco prędkości i małe wgniecenia na karoserii. Trochę szkoda, ale rozumiem to podejście, bo stawiano tutaj jednak na rozgrywkę w stylu arcade a nie symulatora.
Natomiast zupełnie nie podeszło mi menu gry, które jest pstrokate i na siłę stworzone na obecnie panującą modę kafelków. Nie będę tego jednak używał w kategorii wada -zaleta, bo to bardzo subiektywna opinia, ale taka moja rola, żeby ją wyrazić i o tym powiedzieć.
Brud, błoto i inne zabrudzenia to mocna strona gry.
W grach wyścigowych model jazdy zawsze gra pierwsze skrzypce. Początkowo byłem bardzo sceptycznie do niego nastawiony. Jednak po dłuższej chwili przyzwyczaiłem się do tego jak wyważone są samochody, czego się po nich spodziewać i po skalibrowaniu swojego pierwszego uprzedzenia stwierdzam, że jest on bardzo przyjemny. Na początek watro wspomnieć, że nie każdy samochód prowadzi się tak samo, czuć jego masę, czuć to jaką posiada moc, a także do jakiej kategorii jest przypisany. Jedne prowadzi się znacznie łatwiej inne trudniej. W zależności czy mają napęd na przód, tył lub na wszystkie cztery koła, to tak zachowują się na różnych nawierzchniach. W przeciwieństwie do innych wyścigów tego typu wyszło to tutaj bardzo dobrze i sama jazda sprawia masę radochy.
Do każdego poszczególnego typu wyścigu, przypisana jest także kategoria wozu. Niekiedy przeplatają się one wzajemnie i możemy używać innych samochodów z innej kategorii, ale to dopiero pod koniec gry.
Przejdę teraz do omówienia samych typów wyścigów, bo tych jest w sumie nie tak dużo jak mogłoby się wydawać. Oprócz klasyki typu zwyczajna jazda na określoną ilość okrążeń, sprint z punktu A do punktu B czy coś na wzór driftowania i zdobywania punktów w określonym czasie, znajdziemy także wariacje tych rozwiązań. Przykładowo Ice Braker, gdzie ścigamy się po zamkniętym torze stworzonym z pokrywy lodowej, gdzie umiejętnie musimy wchodzić w każdy zakręt. Ewentualnie Ultra Cross, gdzie dalej ścigamy się po zamkniętej trasie i okrążeniach tylko w innym środowisku innej nawierzchni. Jeden z najciekawszych wariantów moim to tryb Path Finder, gdzie po ustalonej trasie przemieszczamy się terenówką przystosowaną do najtrudniejszych rodzajów terenu. Pokonujemy trasy niekiedy tak wymagające, że trudno oderwać się od ekranu i konsoli. No ale skoro powiedziałem o najlepszym warto powiedzieć o najgorszym. Zapchaj dziura jakich mało. Sprint na owalnym torze, to coś na wzór wyścigów NASCAR, tylko nawierzchnia jest błotem, a pojazd to jakiś dziwny twór przypominający gokart, który może skręcać wyłącznie w jedną stronę. Zdecydowanie to najgorzej pomyślane zawody i zupełnie nie przypadły mi do gustu. Dodatkowo dochodzą jeszcze wydarzenia w stylu walki z bossem nazwane tutaj Throwndawn. Najprościej rzecz ujmując przypomina to „walkę” jeden na jednego, z NFS Most Wanted z 2005 roku. Czy są jakoś porywające? Nie powiedziałbym, nie różnią się niczym od zwykłej kampanii oprócz tego, że ścigamy się jeden na jednego.
Zawodów jest sporo, nawet bardzo jednak widać, że postawiono tutaj na ilość a nie jakość. Te wariacje to w zasadzie te same trasy, pokonywane różnymi samochodami przez co zostały przydzielone do nowej kategorii i nazwane jako nowy wyścig. Przykładowo trasę, którą poznaliśmy jako Ultra Cross, bo jechaliśmy ją za pierwszym razem pojazdem przydzielonym do tej właśnie kategorii, w innym dalszym wyścigu poznajemy ją jako Land Rush gdzie zmienia się wyłącznie klasa samochodu. Owszem trzeba to głośno powiedzieć nie każdy wyścig taki jest, ale w późniejszym etapie gry zdarza się to nad wyraz często!
Grafika i model jazdy trzymają poziom przez co gra się bardzo przyjemnie!
No i tu dochodzimy do mojego pierwszego spostrzeżenia. Gra jest naprawdę super tak do połowy kampanii, która swoją drogą jest tylko po to, aby pędzić naprzód. W jej trakcie poznajemy każdy kolejny wyścig, z jego początkowym omówieniem. Czym jest co się w nim robi i tak dalej. Do tego momentu nie ma jeszcze recyklingu tras, cały czas coś nas zaskakuje i poznajemy coś nowego. Później niestety jest już o to bardzo trudno, bo początek gry rozwija się bardzo szybko prezentując nam to co najlepsze i niestety nie zostawia już żadnej niespodzianki na koniec, aby podsycić zainteresowanie gracza. Na domiar złego przez całą główną kampanie przewija się jakby podcast, podsumowujący co się dzieje w danej chwili, który jest strasznie uciążliwy, upierdliwy i niekiedy niestety nie da się go ominąć.
Jeżeli jest jednak coś co w Dirt5 wyszło fenomenalnie to soundtrack! Muzyka to moje klimaty i podczas jazdy czułem adrenalinę, czułem ciarki na rękach. Piosenki świetnie pasują do jazdy. Polecam przesłuchać go nawet nie grając w grę! Ale, ale co by nie było tak pięknie, nie wiem czy to zamierzone działania czy nie, ale gdy odnotujemy kolizję z bandą lub rampą muzyka cichnie. Czasami nawet zdarzyło się, że w trakcie wyścigu się zacinała niczym na zużytej kasecie w walkmanie.
Co wyszło najgorzej? Moim zdaniem konto EA. Musimy je stworzyć zanim w ogóle zaczniemy grę. Wymuszanie takich praktyk na graczu to nie jest najlepsza droga. No a skoro tworzymy konto EA to nie mogło obyć się bez mikropłatności. W Dirt5 przerosło to już wszystkie szczyty szczytów, bo aby zakupić jakiś porządny samochód, który ułatwi nam rozgrywkę musimy udać się do PS Store i dokupić go z własnego portfela. Co ciekawe w niektórych przypadkach najlepsze samochody dostępne są wyłącznie po przez mikropłatności a nie walutę zbieraną w grze.
Please pay me more...
Czy warto zagrać w Dirt5? Tak, warto. Wiele rzeczy można by poprawić, wiele rzeczy zmienić, ale generalnie w grę gra się bardzo fajnie. Jest idealna, aby po ciężkim dniu w pracy zasiąść za kółko i nie myśleć o problemach. Wsiadasz ścigasz się i wygrywasz. Grafika jest porządna, dopracowana i widać, ile włożono w nią wysiłku. Fizyka samochodów również. Niestety to konto EA psuje całe odczucie no, ale cóż wszystkiego mieć nie można. Dlatego jak traficie na zacną promocję to bierzcie śmiało, w innym wypadku możecie się śmiało wstrzymać.