Opublikowano przez PlayStation Freak dnia 22.09.20 godz: 12:40
Mortal Shell - Recenzja

Mortal Shell - Recenzja

Nie jest tajemnicą, że gry z wysokim i niesprawiedliwym poziomem trudności są moim konikiem. Nie zawsze tak było i trochę zajęło mi przekonanie się do fantastycznych produkcji od chociażby Fromsoftware. Pamiętam moją pierwszą styczność z Soulsami, włączyłem, usiadłem i nie minęło 15 minut, a pad latał po pokoju co najmniej jakby tornado zbierało swoje żniwa pomiędzy kuchnią a salonem. Nie wspominając już o mojej psychice, która do końca nie widziałem co się dzieję. Warto zaznaczyć, że podchodząc do tej gry nie miałem pojęcia na co się piszę. Nie wiem nawet co zrobiłem z płytą, ale na długi czas moje myśli nawet nie zbliżyły się do masochistycznej chęci powrotu do tego tytułu. Minęło kilka lat, przyszedł Bloodborne i potraktował mnie podobnie jednak przez lata stałem się bardziej uparty niż osioł i głos w mojej głowie nie pozwolił mi przerwać, poza tym nie mogłem połamać płyty…, bo była pożyczona. Poszło, poszło i wciągnęło, bo w momencie zacząłem dobierać się do coraz to kolejnych soulslike’ów, które pokochałem szczerą miłością - może nawet większą niż ta, którą darzę pizzę. Nietrudno więc się domyślić, że kiedy zobaczyłem zapowiedz indyczka od debiutującego studia Cold Symmetry, wpisałem go na listę „must have”. Chciałem się rzucić na tę grę niczym szczerbaty na suchary jednak trzeba było trochę poczekać. Czekałem cierpliwie, czasem tylko przebierałem nogami i obgryzałem paznokcie. Teraz wreszcie mam Mortal Shell za sobą i podzielę się z Wami swoją opinią! Zapraszam do recenzji!

 

Jesteście gotowi na Mortal Shell?

 

Fabuła gry ocieka gęstą mgłą tajemnicy, tak naprawdę od początku do końca nie dowiemy się nic, jeżeli się o to nie postaramy. Przygodę rozpoczynamy jako tajemniczy byt, nazywany pustą powłoką, a równie intrygujący mroczny ojciec nakazuje nam przemierzyć krainy i odnaleźć święte gruczoły. To w zasadzie tyle jeśli idzie o informacje, które gra przekazuje bezpośrednio. Jak, co, gdzie, kiedy, skąd, po co, dlaczego? Na te pytania My gracze musimy uporczywie szukać odpowiedzi. To, ile historii odkryjemy i jak ją zinterpretujemy zależy tylko i wyłącznie od nas. Wszystko opowiada nam o świecie gry, jego bohaterach, zwyczajach i zamierzchłych czasach. Aby zrozumieć całość trzeba czytać opisy przedmiotów, rozmawiać z NPCami, interpretować i rozglądać się na tyle uważnie, aby nic nie przeoczyć. Spotkałem się z opiniami, że gra jest o niczym a fabuła to tylko tło - jest to jedna z największych bzdur jakie słyszałem.

 

Będzie się działo, uwierzcie.

 

Mortal Shell, Mortal Shell - ten akapit zacznę od tego co dla wielu z Was jest najważniejsze - gra nie jest trudna a wszystko tutaj jest kwestią wprawy (zresztą jak wszędzie). Chociaż pierwsze chwile z tytułem przyprawiły mnie o mocny ból głowy a nadgarstkowy pomiar tętna z zegarka zarzucił alertem o nadmiernym stresie, to każda godzina spędzona w świecie gry pozwoliła mi poczuć się coraz bardziej pewnie. Niemniej jednak pierwsze 2-3 godziny to droga przez mękę. Mortal Shell wytarł do sucha bagienne podłoże używając do tego zwłok mojego bohatera, gra skarciła mnie tak bardzo, że mało brakło, aby łzy napłynęły mi do oczu. Później było już tylko lepiej, wyczułem ruchy postaci, nauczyłem się kontrować, parować, trzymać odpowiedni dystans i poprawiłem swój refleks szachisty w starciach z hordami przeciwników.  W połowie gry żaden watażka czy boss nie był mi już straszny. Przestałem być wieśniakiem załatwiającym swoje grubsze potrzeby w krzakach, a stałem się rycerzem bez trudu przemierzając kolejne lokacje, tnąc wrogów ostrym jak brzytwa mieczem.

 

I oto jest pytanie: walczyć czy uciekać?

 

Gra rozpoczyna dziką jazdę bez ostrzeżenia, tuż po pięciominutowym samouczku i pierwszym „glebowaniu” rzuceni jesteśmy w wir szaleńczej walki o własne życie. Pierwsza lokacja, ogromne bagno, posłuży nam jako łącznik z trzema innymi i stanie się największym utrapieniem graczy. Nieustanna walka o przetrwanie, hordy wrogów, pułapek, kilku bossów, sekretów i przedmiotów do odnalezienia - tak wita nas Mortal Shell. Kiedy już ostatecznie opanujemy ciekawy system walki, o którym opowiem później, odnajdziemy pożądaną skorupę, zbierzemy zapasy, możemy wyruszyć na eksplorację jednej z 3 głównych lokacji w których czekają na nas wielkie ruiny, podziemia, ośnieżone zamczysko, czy pełne teleportów archiwa, a w każdej z nich inny rodzaj przeciwników i coraz to większe wyzwanie, któremu czoła stawiamy coraz silniejsi.

 

Przed Wami wiele tajemnic do odkrycia.

 

Tytuł czerpie garściami z Soulsów, to niepodważalne, z resztą nie jest tajemnicą, że cała gra to doskonały klon Japońskiego hitu. Wszystko, dosłownie wszystko przypomina tutaj serię, którą pokochał świat. Zaczynając od samego wygląda ekranu wczytywania, przez prowadzenie fabuły, system walki, a na kapłance która pozwala ulepszyć postać kończąc. Oczywiście Mortal Shell nie jest aż tak rozbudowane jak chociażby Demon Souls, ale podobieństwo obserwujemy na każdym kroku - poza kilkoma „innowacjami”. Jak już wspominałem, grę rozpoczynamy jako pusta powłoka, i nie okłamujmy się, w tym stanie wiele nie zdziałamy - jesteśmy zbyt słabi - po prostu. Podczas eksploracji odnaleźć można cztery „Skorupy”, ciała bohaterów, złoczyńców czy akolity którzy polegli w walce pozwalając, aby ich ciało stało się tytułowym Shellem. Każda muszla odpowiada klasie postaci posiadając inne statystyki czy to zdrowia czy staminy oraz inne skille. Kiedy już wybierzemy tę najbardziej odpowiadającą naszemu stylowi gry można zabrać się za jej ulepszanie.  Do dyspozycji oddano nam też kilka broni oraz całą masę przedmiotów pozwalających na użycie tymczasowych buffów i wspomagających nas w starciach na śmierć i życie.

 

Momentami bywa naprawdę strasznie.

 

To w końcu soulslike dla weteranów czy soulslike dla każdego? Jak już wspominałem walka nie jest wymagająca. Jedynie początkowe etapy i pierwsze kroki w mrocznym, pełnym grozy świecie sprawią, że będziecie modlić się o kolejny checkpoint, których z resztą jest zaledwie kilka. Każdy zgon naszej postaci równoznaczny jest z tym co oczywiste, tracimy zebrane punkty doświadczenia, wrogowie się respawnują, a my przenoszeni jesteśmy na samiutki początek lokacji zaczynając całość od nowa. Dla wielu to już jest wystarczający powód, aby nie sięgnąć po ten tytuł, niestety. Sam system walki nie wprowadza wielu nowości, poza jedną wartą uwagi. Wiadomo, silny atak, szybki atak, unik, brak staminy = gong na twarz. Tu z pomocą przychodzi bardzo ciekawa mechanika zastępująca blok. Harder - czyli stwardnienie, umożliwia przemianę naszej postaci w kamienny blok pozwalając jej przez to przyjąć każdy, nawet najpotężniejszy atak na klatę nie tracąc ani krzty zdrowia. Co lepsze odpowiednie timing pozwala wykonać całkiem opłacalną kontrę poprzez system parowania - jednak tutaj liczy się świetny refleks. Bronić się więc możemy na trzy sposoby od tradycyjnego uniku po megaofensywną kontrę czy skamielenie pozwalające w międzyczasie odzyskać punkty zwinności. Kolejnym ułatwieniem jest system tzw. drugiej szansy czerpiący co nieco z Sekiro. Po otrzymaniu śmiertelnego ciosu nasza postać zwyczajnie wyleci z hukiem ze swojej aktualnej skorupy, a my mamy kilka sekund, aby powrócić do ciała, w którym odrodzimy się z pełnym hp. Jest to mechanika, która niejednokrotnie ratuje życie.

 

Potęrznych przeciwników nie brakuje.

 

Lokacje są niewielkie, składają się zazwyczaj z kilku dróg i skrótów. Pomiędzy checkpointami wyniuchacie całą masę znajdziek i pułapek - te też potrafią wyprowadzić z równowagi. Koniec planszy najczęściej oznacza starcie z bossem, te z kolei nie są zbyt wymagające. Championi są toporni i wolni, ale jak już przysadzą nam w czaszkę to zadają kolosalne obrażenia. Moim zdaniem większym wyzwaniem są zwyczajni przeciwnicy, którzy nie daj Boże zaatakują większą grupą. Wtedy jedynym rozwiązaniem jest ucieczka, ba trzeba spierniczać szybciej niż Jill spierniczała przed Nemesisem. 
Przedmiotów leczących jak na lekarstwo, poza tym leczą tyle co nic… Co ciekawe grzyby odnawiające HP się respią więc, jeżeli znamy położenie cudownych kapeluszków wystarczy co jakiś czas zrobić rundkę po okolicznych grządkach i nazbierać co nieco na zapas. Przygotujcie się też na backtrackingi przez wszystkie lokacje. Tutaj jednak po zdobyciu kluczowego gruczołu co jednoznaczne jest z zakończeniem etapu, cały świat gry się zmieni. Mgła spowije krainę, zapanuje ciemność i zmienią się wrogowie. Taki stan będzie trwać do momentu aż nie oddamy gruczołu Mrocznemu Ojcu w wieży, która stanowi HUB naszej gry odpowiadający kapliczce zjednoczenia z Dark Souls.

 

Indyk który podbił moje serce.

 

Biorąc pod uwagę, że nad grą pracowało TYLKO 15 OSÓB! To dostaliśmy tutaj kawał solidnej produkcji, z której klimat wylewa się z ekranu. Czuć zaszczucie, emocje, momentami strach. Twórcy doskonale oddali to co najlepsze w tego typu przedsięwzięciach, zmuszając nas do przemyślanych decyzji, zachowawczej walki i roztropności w swoich poczynaniach. Klimat, klimat, klimat i jeszcze raz klimat, bardzo dobre dark fantasy które zachwyca i intryguje, stając się jednocześnie naprawdę niezłym tłem do początku całkiem nowego uniwersum, które mam nadzieję nadejdzie! Ja już z niecierpliwością wyglądam za okno i wyczekuje kontynuacji. Na grafikę również nie można narzekać a muzyka? Cudowna, pasująca i potęgująca to co oglądamy na ekranach. Dodajcie do tego jeszcze możliwość zagrania na lutni melodii, która poniesie się po bagnach, na chwilę zmieniając atmosferę - jednym słowem coś naprawdę mocnego. Zastanawiam się czy jest coś do czego można się przyczepić i powiem Wam szczerzę, że nic w tym momencie nie przychodzi mi do głowy, no może poza długością gry, którą można ukończyć w kilka godzin - mnie zajęło to nieco ponad połowę doby z lizaniem ścian i sporą męczarnią na początku.

 
 


Podsumowując więc to co już mówiłem. Mortal Shell to jak na razie największe moje pozytywne zaskoczenie tego roku. Mroczny świat wciąga i przeżuwa graczy w żaden sposób ich nie selekcjonując. Nie jest to produkcja skierowana wyłącznie do weteranów soulslike’ów. Każdy nawet sporadyczny gracz po kilku godzinkach umierania poradzi sobie z tym tytułem. Całość przez swoją prostotę i nowe zagrywki których na próżno szukać w innych produkcjach staje się grą na miarę tytułu AAA aniżeli zwykłego indyka. Piętnastoosobowe grono ludzi z Cold Symmetry dostarczyło coś co jeszcze na długo zostanie w mojej głowie i mam nadzieję, że prędzej czy później doczekamy się kolejnej i jeszcze lepszej odsłony gry! Tymczasem moja ocena to konkretne i mocne 9/10!


Plusy
Klimat, klimat, klimat!
Wymagająca i satysfakcjonująca rozgrywka.
Mroczna i tajemnicza fabuła gotowa na własną interpretację
Emocjonujące starcia.
Zróżnicowane lokacje.
Minusy
Długość gry.
Ocena
9
Musisz zagrać!
Graliśmy na: PlayStation 4
Musisz zagrać!

Jeśli spodobał Ci się wpis - kliknij
Polubił 1 użytkownik

Komentarze
Dodaj komentarz
Bądź pierwszą osobą, która skomentuje ten wpis
Zobacz także
Opublikowano przez PlayStation Freak
dnia 21.10.2022 godz 12:00
Plague Tale: Requiem - Recenzja bez spoilerów.
Plague Tale: Requiem - Recenzja bez spoilerów.
Opublikowano przez PlayStation Freak
dnia 03.09.2021 godz 13:00
The Medium - Recenzja!
The Medium - Recenzja!
Opublikowano przez PlayStation Freak
dnia 29.06.2021 godz 13:00
Ratchet and Clank: Rift Apart - Recenzja!
Ratchet and Clank: Rift Apart - Recenzja!
Opublikowano przez PlayStation Freak
dnia 10.05.2021 godz 14:52
Resident Evil: Village - Recenzja!
Resident Evil: Village - Recenzja!
 
Autor bloga
PlayStation Freak
O mnie

PlayStation Freak - Maniak od 1997.

Witajcie, chcecie wiedzieć kim jestem i dlaczego to robie? Już wyjaśniam.
Nazywam się Kamil i od 24 lat jestem graczem.

Wszystko oczywiście zaczęło sie dużo wcześniej ale maj 1997 uważam za oficjalną datę początku mojego szaleństwa. Często słyszę jak ludzie zastanawiają się: “Gdzie do cholery są moje pieniądze z komunii” :)

Ja doskonale wiem otóż pieniądze z Pierwszej Komunii już na następny dzień trafiły do małego sklepu RTV na osiedlu a ja stałem się dumnym posiadaczem pierwszego PlayStation. Od tamtego czasu dzielnie brnę przez kolejne generacje mojej ukochanej konsoli próbując łączyć życie osobiste, pracę, z wirtualnymi światami i postaciami - jak na razie skutecznie. :)
 


Facebook