Opublikowano przez PlayStation Freak dnia 23.12.19 godz: 09:22
Netflix: Wiedźmin - Recenzja!

Netflix: Wiedźmin - Recenzja!

Jakiż długi wstęp mógłby tutaj powstać, ile opowiadania o pierwszych wzmiankach na temat serialu, za który brał się Bagiński. Ile plotek wyssanych z palca a ile następnie potwierdzonych. Ile lat czekania, ile narzekań na poprawność polityczną, ile spekulacji i niezadowoleń z dobru obsady. Ileż słów pogardy i ileż komplementów przy pierwszych zwiastunach. Można by pisać bez końca jednak nie taki jest dziś mój cel. Nie jestem krytykiem filmowym a już na pewno nie uważam się za znawcę kina. Sam jedynie obejrzałem całą masę seriali i przeczytałem nie jedną książkę, ale to wciąż za mało, żeby wypowiadać się w profesjonalnej tego typu recenzji. Jednakże będąc od lat fanem twórczości Andrzeja Sapkowskiego jak i później CD Projekt Red nie omieszkam wyrazić swojej opinii o serialu Netflixa którego latami wyczekiwana premiera nastąpiła w ostatni piątek.

 

Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy; od Bramy Powroźniczej. Szedł pieszo, a objuczonego konia prowadził za uzdę. 

 

Historia Wiedźmina, Czarodziejki Yennefer i Dziecka Niespodzianki (chociaż niekoniecznie w tej kolejności) to opowieść, której przybliżać nie muszę, przynajmniej tak myślę. Serial opiera się w dość chaotyczny sposób na prozie Sapkowskiego czerpiąc z opowiadań zawartych w „Mieczu Przeznaczenia” oraz „Ostatnim Życzeniu”. Scenarzyści nie omieszkali też skorzystać ze sporej ilości scen z pierwszego tomu książkowej sagi „Krew Elfów”. I chociaż wydarzenia mające miejsce na kanwie ośmiu odcinków momentami nijak maja się do tych zapisanych na kartach powieści to w kolejnych scenach oglądamy obrazy a nawet słyszymy wersy dialogowe żywcem wycięte z tekstu Pana Sapkowskiego. Dialog Geralta z Renfri czy obraz i okoliczności walki z Dżinem to bardzo dobrze widoczny przykład tych dwóch odmienności. Scenarzyści zadbali o podkręcenie kilku (oczywiście nie ubliżając A.S.) aspektów fabularnych które wymagały doszlifowania. Wprowadzono powiew świeżości do dobrze znanej historii, przypisując postaciom nowe role i nowe życiorysy. Prawda jest taka, że nie powstała jeszcze jakakolwiek filmowa adaptacja, która w pełni zadowoliła by entuzjastów słowa pisanego i razczej nie powstanie.

 

- Zło to zło, Stregoborze - rzekł poważnie wiedźmin wstając. - Mniejsze, większe, średnie, wszystko jedno, proporcje są umowne a granice zatarte. Nie jestem świątobliwym pustelnikiem, nie samo dobro czyniłem w życiu. Ale jeżeli mam wybierać pomiędzy jednym złem a drugim, to wolę nie wybierać wcale.

 

Między odcinkami przeplatają się trzy różne i bardzo odległe od siebie linie czasowe które odbiorcę znającego chronologie wydarzeń mogą zwyczajnie naburmuszyć. Chociażby przedstawiając nam dopisaną przez scenarzystów historie Yen, twórcy w żaden sposób nie tłumaczą widzowi, że następna scena, w której oglądamy Ciri uciekającą przed Nilfgardzkimi posłańcami ma miejsce (strzelam) jakieś 60 lat później. Nie jest to jedyny tego typu zabieg. Linie czasowe mieszają się tutaj często i gęsto chociaż chwilami odniosłem wrażenie, że przez niektóre sytuacje twórcy dają nam do zrozumienia jak duży odstęp dzieli wydarzenia. Scenarzyści tasują opowieściami niczym talią kart, prowadząc fabułę w sposób nieliniowy i zagmatwany. A wszystko to by w końcowych odcinkach ułożyć wszystko w wciąż zaplątaną, ale jednak jedną i spójna całość. Ja pojąłem w całym tym bałaganie logikę, jednak chyba tylko dlatego że dobrze znam książki. 

 

"-Słyszałem, że wiedźmini noszą dwa miecze. Jeden na potwory, drugi na ludzi. -Mylisz się. Oba są na potwory."

 

Rewelacyjna Calanthe, okropna Triss, zadowalający Yarpen Zirgin, wyśmienicie dobrany i zagrany Jaskier, za stara Ciri, młodziutka Anya Chalotra jako Yen i co najważniejsze Henry Cavil jako Geralt. Twórcy wykonali kawał pracy, dobierając aktorów i stanęli przed nie lada wzywaniem pisząc znane już przez wielu postacie. Odmłodzono Lwicę z Cintry jednak zachowano jej charakter i twardy tyłek. Lepszych krasnoludów chyba ciężko sobie wyobrazić. To samo tyczy się często wpadającego w kłopoty barda, za którego należą się brawa dla Joeya Betey. Jaskier bawi i jednocześnie irytuje, ale na pewno nie pozawala o sobie zapomnieć. Bardzo odważna geneza Yennefer której doświadczyła młoda angielska aktorka przedstawia historie czarodziejki jakiej do tej pory nie znaliśmy. Cirilla miotająca się ze swoim tajemniczym losem w niezbyt przyjaznych warunkach, uciekająca przez Cahirem którego zamiary nie są do końca jasne. Freya Alan w moim mniemaniu najmniej pasuje na Lwiątko z Cintry a jej postać w Neflixowej odsłonie jest po prostu zbyt stara, niestety. Najgorzej w całym rozliczeniu wypada jednak Panna Merigold, do teraz nie mogę otrząsnąć się z tego co też uczyniono tej postaci i to nie tylko wizualnie. Wiecie zapewne ze książkowa Merigold nie otrzymała zbyt wielu scen w całej sadze a jedną z głównych postaci uniwersum tak naprawdę stała się dopiero w pierwszej grze Redów. Mimo wszystko jednak tutaj było jej stanowczo za mało i zdecydowanie nie była to Triss Merigold.

 

Zaprawdę, powiadam wam, oto nadchodzi wiek miecza i topora, wiek wilczej zamieci. Nadchodzi Czas Białego Zimna i Białego Światła, Czas Szaleństwa i Czas Pogardy, Tedd Deireadh, Czas Końca. 

 

No i oczywiście Biały Wilk, nie da się ukryć, że zarówno serial z udziałem Żebrowskiego jak i trzy części gry ukształtowały w naszych głowach obraz Geralta na dobre. Ciężko było komukolwiek wyobrazić sobie w tej roli kogokolwiek z aparycją inną niż ta która każdy ma już zakorzenioną w swojej głowie (no może poza Karolakiem). Henry często wzdycha i używa słowa na k…, poza tym wyśmienicie włada mieczem a sceny balistyczne wbiją w fotel. Rzeźnik z Blaviken w wykonaniu Supermana ma swój charakter, jest cichy, małomówny jednak cięta riposta wciąż pozostaje jego atutem. Chociaż dialogi momentami wydawały mi się być prowadzone niczym w Dzikim Gonie to nie odjęło to uroku Netflixowej produkcji. W ostatecznym rozliczeniu Cavil wypada całkiem przyzwoicie, świetna charakteryzacja i zaangażowanie samego aktora jednak trzeba przyznać, że w całej produkcji to Yennefer zgarnia całą pulę oklasków. Tak też się dziwię, że to mówię.

 

Serce niczym klejnot, co szyję jej zdobi. Twarde niby diament, jak diament nieczułe, bardziej niźli obsydian ostre, kaleczące...

 

Mroczny, brudny klimat średniowiecza, elfy, driady i potwory. Jest wszystko co być powinno a The Witcher nie patyczkuje się z odbiorcą. Nie bez powodu serial dedykowany jest tylko dla dorosłych widzów. Jest pełno krwi, odciętych kończyn, śmierci, seksu i wyborów moralnych. Zabrakło niestety głębszego spojrzenia na problem rasizmu, z którym zmagają się elfy i nieludzie oraz szerszego pojęcia wojny która targa kontynent na strzępy. W scenach z najlepszych opowiadań brakuje morałów, które w książkach były skuteczną puentą oraz rewelacyjnym i dającym sporo do myślenia zwieńczeniem historii. Niestety nie wszystko da się przestawić tak jakbyśmy chcieli. Ale czy The Witcher zdał egzamin? Powiem tak, oglądając serial należy zapomnieć o książkowej sadze a tym bardziej o grach, stawiając go samotnie jako osobną produkcje otrzymujemy solidny, troszkę zagmatwany wstęp do konkretnej historii, która tak naprawdę się jeszcze nie rozpoczęła. Warto! 


Jeśli spodobał Ci się wpis - kliknij
Polubiło 3 użytkowników

Komentarze
Dodaj komentarz
Bądź pierwszą osobą, która skomentuje ten wpis
Zobacz także
Opublikowano przez PlayStation Freak
dnia 21.10.2022 godz 12:00
Plague Tale: Requiem - Recenzja bez spoilerów.
Plague Tale: Requiem - Recenzja bez spoilerów.
Opublikowano przez PlayStation Freak
dnia 03.09.2021 godz 13:00
The Medium - Recenzja!
The Medium - Recenzja!
Opublikowano przez PlayStation Freak
dnia 29.06.2021 godz 13:00
Ratchet and Clank: Rift Apart - Recenzja!
Ratchet and Clank: Rift Apart - Recenzja!
Opublikowano przez PlayStation Freak
dnia 10.05.2021 godz 14:52
Resident Evil: Village - Recenzja!
Resident Evil: Village - Recenzja!
 
Autor bloga
PlayStation Freak
O mnie

PlayStation Freak - Maniak od 1997.

Witajcie, chcecie wiedzieć kim jestem i dlaczego to robie? Już wyjaśniam.
Nazywam się Kamil i od 24 lat jestem graczem.

Wszystko oczywiście zaczęło sie dużo wcześniej ale maj 1997 uważam za oficjalną datę początku mojego szaleństwa. Często słyszę jak ludzie zastanawiają się: “Gdzie do cholery są moje pieniądze z komunii” :)

Ja doskonale wiem otóż pieniądze z Pierwszej Komunii już na następny dzień trafiły do małego sklepu RTV na osiedlu a ja stałem się dumnym posiadaczem pierwszego PlayStation. Od tamtego czasu dzielnie brnę przez kolejne generacje mojej ukochanej konsoli próbując łączyć życie osobiste, pracę, z wirtualnymi światami i postaciami - jak na razie skutecznie. :)
 


Facebook