Osiemnaście lat przyszło czekać graczom z całego świata na kontynuację przygód Ryo. Większość już nawet zwątpiła w jakiekolwiek rozwinięcie tej niedokończonej sagi, w tym i ja. Kiedy ojciec serii Yo Suzuki ogłosił w serwisie crowdfundingowym, że zamierza wskrzesić tytuł, gracze z całego świata wyjęli portfele i zrzucili się, aby wesprzeć twórcę. W rekordowym tempie Kickstarter zebrał ponad 6 milionów dolarów (co trzykrotnie przewyższyło cel) aby Suzuki mógł rozpocząć prace. Później pozostało tylko czekać (ponownie). Gra zaliczyła poślizg, w międzyczasie pojawił się remaster Shenmue i Shenmue II na nowej generacji a fani zaciskali pięści. Kiedy wreszcie przed kilkoma dniami przyszło nam załadować przez lata wyczekiwany krążek do napędów naszych konsol każdy z nas miał swoje oczekiwania do gry. Czy Suzuki dotrzymał słowa? Czy Shenmue pozostało tym co zapamiętaliśmy z czasów Dreamcasta? Czy historia wreszcie się dopełni? No to zaczynamy!
Saga wciąż trwa.
Shenmue 3 rozpoczyna się w dokładnym momencie zakończenia części drugiej. Ryo po całej serii zdarzeń i przygód w Japonii oraz Chinach trafia do małej prowincji gdzieś pośrodku kraju. Do Wioski Baliu. Zainspirowany vendetta za śmierć swojego ojca z rąk tajemniczego mistrza sztuk walki, młody detektyw amator kontynuuje śledztwo. Pomaga mu młodziutka Shenhua Ling, niewątpliwie skrywająca jakąś tajemnice. Dziewczyna wydaje się być w jakiś sposób powiązana z Hazukim i jego losem. Opowieść w części trzeciej skupia się zaledwie na poszukiwaniach kamieniarza Yuana, ojca Shenhuy który jest jedynym tropem Ryo w drodze do pomszczenia śmierci ojca.
Ryo nabiera coraz większej wprawy w prowadzeniu śledztwa.
Przeczesując malowniczą wioskę skupimy się na wypytywaniu mieszkańców i przechodniów o jakiekolwiek poszlaki dotyczące śledztwa. Gra stawia w stu procentach na model rozgrywki który znamy z poprzednich części. Ryo chcąc dowiedzieć się czegokolwiek ponownie musi przeprowadzić: „wywiad środowiskowy”. Leżąca w Chińskich górach wieś, nie jest zbyt duża, składa się z kilku mini dzielnic do których dostęp odblokujemy wraz z postępami w fabule. Za to kolejna lokacja, do której trafimy - portowe miasto Niaowu na pierwszy rzut oka przytłoczy każdego swoim rozmiarem i złożonością. Porównać je można do Hong Kongu z części drugiej. Każdy gracz z pewnością zauważy tutaj całą masę podobieństw. Chińskie dzielnice pełne są sklepów i atrakcji, barów i salonów gier, ulicznych mordobić, szkół walki i wielu innych. Pośrodku tego wszystkiego – my, niemający pojęcia od czego zacząć poszukiwania. Tutaj tak naprawdę zaczyna się prawdziwe Shenmue które znam.
Spotkamy też starych i nowych przyjaciół.
Naturalnie nie obyło się bez tzw. elementów symulatora życia, które 18 lat temu zrewolucjonizowały rynek. Ryo chociaż już pełnoletni, wciąż wracać musi do domu każdego dnia o godzinie 21 (nawet w weekend!). Sam czas odgrywa tutaj bardzo dużą role. Mieszkańcy chodzą do pracy, żyją swoim życiem i na pewno nie mają zamiaru czekać na nas cały dzień w danym miejscu. Szukając konkretnej postaci należy się upewnić czy w danym momencie zastaniemy ją w domu czy może będziemy musieli poczekać do godzin wieczornych lub zwyczajnie się za nią rozejrzeć w miejscach w których często bywa. Sklepy, knajpy czy kasyna również posiadają konkretne godziny otwarcia co wcale nie ułatwia nam roboty. Z pomocą przychodzi opcja przeczekania kilku godzin w kluczowych dla fabuły momentach, spytam tylko po co? Skoro gra oferuje całą masę atrakcji, które wręcz należy wykonywać w wolnym czasie. Sam łapałem się nie raz, że przegapiłem moment spotkania, dając się pochłonąć aktywnościom pobocznym takim jak granie w salonach arcade, łowienie ryb, przegrywanie ciężko zarobionych pieniędzy w kasynie czy po prostu kupując jakieś dyrdymały w sklepach.
W trakcie śledztwa Ryo znajdzie też czas na zabawę.
Poza znanymi czaso-umilaczami z poprzednich części wprowadzono dość sporo nowości jak np. zbieranie ziół (trofka za to osiągnięcie to jakaś mordęga) które później można sprzedać lub wymienić w lombardzie na skill booki. Całkiem przyzwoite łowienie ryb, które równie dobrze jest niezłym źródłem zarobku a przecież nasz bohater potrzebuje pieniędzy na hotel czy jedzenie. To właśnie spożywanie posiłków stało się całkowitą nowością. Nasz pasek HP wraz z upływem czasu staję się mniejszy co poprawić możemy poprzez konsumpcje warzyw i owoców, pierożków lub innych rarytasów. Regularne zajadanie czegokolwiek jest istotnym elementem, ponieważ głodny Ryo nie będzie biegać, w trakcie walki będzie słabszy a w trakcie treningów czy pracy stanie się on o wiele mniej wydajny. Taki zabieg wielu może irytować, zwłaszcza na początku, kiedy Hazuki nie śmierdzi groszem a przecież jedzenie kosztuje (ceny prawie jak w Polsce). Tak więc aby uniknąć pustego żołądka należy dobrze zabezpieczyć portfel. Gra w przeciwieństwie do poprzedniczek oferuje nam tym razem kilka możliwości zarobku. Mamy tutaj standardowe sprzedawanie nagród z kasyn, kapsuł z zabawkami czy znalezisk w lombardzie. Na późniejszym etapie pojawia się charakterystyczny dla Shenmue wózek widłowy na którym chcąc zarobić musimy driftować po porcie niczym w Szybkich i Wściekłych. Chcąc uniknąć rutyny, twórcy gry dodali nam całkiem sporą ilość innych metod pozyskiwania pieniędzy. Od irytującego i mało opłacalnego rąbania drewna, przez wcześniej wspomniane łowienie ryb czy zbieranie ziół, łapania kaczek lub sprzedawania kolekcji zabawek z kapsułek. Sami widzicie, że możliwości jest tutaj cała masa.
Starych wrogów również nie zabraknie.
Znacznie usprawniono model walki przez przyśpieszenie akcji, możliwość wyprowadzania ciosów specjalnych jednym kliknięciem a także przez sam rozwój postaci. Jest to kolejna nowość wprowadzona w trzeciej odsłonie gry. Ryo posiada trzy główne cechy, które możemy rozwijać. Atak, Wytrzymałość i Kung Fu. Ma to na celu bardzo prosty i przyjemny rozwój naszych umiejętności. Wiąże się on z ciągłym i regularnym treningiem, sorry memory No Pain No Gain. Zasuwając w dojo przeciwko adeptom sztuk walki rozwijamy skille które z każdym poziomem są efektywniejsze. Im wydajniejsza sesja tym większy wpływ ma to na podstawowe statystyki Hazukiego. Poza oczywiście sparingiem dostaliśmy też inne opcje. Drewniane manekiny które oferują różne typy treningu. Są to oparte na zasadzie podobnej do QTE, krótkie mini gry których perfekcyjne ukończenie znacznie poprawia kondycje fizyczną naszego bohatera. Niejednokrotnie przyjdzie nam zmierzyć się z silniejszymi od nas przeciwnikami, pokonanie ich wymagać od nas będzie ciężkiej harówki na „siłowni”. Nieodłącznym elementem dnia Ryo powinna więc stać się ciągła praca nad sobą. Gra uczy nas systematyczności i pokazuje nam pod przykrywką wirtualnej zabawy, ważne elementy na które powinniśmy też zwrócić uwagę w codziennym życiu.
Miasto tętni życiem.
Czas w grze biegnie nieubłaganie szybko. Chcąc połączyć codzienną pracę, aby płacić za hotel czy rozrywkę (przecież za coś trzeba jeszcze wyżyć.), regularny trening, eksploracje czy zabawę może się wydawać, że zabraknie nam czasu na właściwą fabułę i pchanie misji do przodu. Owszem, ale czy to nie jest to za co najbardziej kochamy Shenmue? Wszechobecny realizm, uczucie, że sami żyjemy życiem Ryo i wyrabiamy w sobie niektóre nawyki. Prowadząc śledztwo z czasem nauczymy się ulic, poznamy wieś oraz miasto i poczujemy się tutaj jak w domu. Chociaż trzecia odsłona fabularnie aż tak nie porywa jak poprzedniczki to nadrabia gameplayem. Z pewnością mogę stwierdzić, że jest to to samo Shenmue które znam i uwielbiam. Na pierwszym miejscu jest eksploracja, przemierzanie wkoło tych samych ulic za każdym razem odkrywając coś nowego, zaglądając do sklepików czy straganów można przyłapać się, że balansujemy na cienkiej linii oddzielającej rzeczywistość od elektronicznej rozrywki. Na drugim miejscu jest walka, której jest troszkę jednak za mało. Podczas pościgów i ucieczek dochodzą również dość irytujące sekwencje Quick Time Event z których dziś twórcy już praktycznie nie korzystają.
Ciężko zarobione pieniądze trudno jest zatrzymać na dłużej w kieszeni.
Jednak czy nostalgia wygrywa tutaj z archaizmem? Tak, gra jest niestety archaiczna. Sterowanie, menu, zarządzanie ekwipunkiem, powtarzające się cut scenki i nudne linie dialogowe których należy wysłuchać za każdym razem rozmawiając z powtarzającą się już enty raz postacią bez możliwości ich pominięcia. Całość zatrzymała się w roku 2000 i chociaż gracze tacy jak ja otrzymują dokładnie to za co kochają Shenmue to nowi użytkownicy mogą zwyczajnie być zażenowani takimi rozwiązaniami. Model sterowania chociaż znacznie usprawniony wciąż pozostawia wiele do życzenia. Ryo często zatrzymuje się też na niewidzialnych ścianach a poruszanie się momentami jest dość ciężkie do przełknięcia. System przeszukiwania szafek jest zdecydowanie za długi i monotonny. Jak już pisałem wyżej, mechanicznie początek XXI wieku daje tutaj o sobie poznać i chociaż Yo Suzuki powtarzał, że chce, aby trzecia część gry nie odstawała od poprzedniczek to czy na myśli miał właśnie zachowanie WSZYSTKICH elementów i mechanizmów? Czy jest to efekt zwyczajnego braku pieniędzy, niedoświadczonego zespołu i nieudolności maleńkiego studia? Cóż to pytanie pozostanie bez odpowiedzi.
Warto czasem się zatrzymać i rozejrzeć.
Malownicze krajobrazy, kolorowe uliczki wyglądają obłędnie (mówię o urodzie a nie o grafice). Cieszą oko szczegółowo odwzorowane szyldy sklepowe i budynki. Chociaż w Chinach nigdy nie byłem, to czułem się jakbym naprawdę przechadzał się po bulwarach Azjatyckiego przedmieścia. Jeśli chodzi o grafikę to po raz kolejny można poczuć, że czas dla Shenmue stanął w miejscu. Mimika twarzy postaci której wszyscy czepiają się od pierwsze prezentacji faktycznie wygląda tak jak zostało to nam zaprezentowane, czy komuś to przeszkadza? Kwestia indywidualnego odbioru. Gra chodzi płynnie i poza kilkoma błędami nie bardzo mam się do czego przyczepić. No i na koniec wisienka na Japońskim Torcie – muzyka. Rewelacyjna, wpadająca w ucho oprawa, której słuchać można na okrągło. Przypadające do gustu melodie rodem z odległego zakątka Azji. Melodyczne dźwięki które nadają niesamowitej magii grze to coś co będziecie nucić jeszcze długo po zakończeniu przygody.
Shenmue jest magiczne!
Czy Yo Suzuki spełnił oczekiwania fundatorów z Kickstartera? Czy Shenmue to wciąż Shenmue? Czy nostalgia bierze górę nad prawowitym osądem? Czy pomimo archaizmu gra jest godna ósmej generacji konsol? I co najważniejsze to czy warto kupić i zagrać w tę opowieść? Są to nieziemsko trudne pytania, na które staram się znaleźć odpowiedzi. Gra definitywnie rozkocha w sobie graczy, którzy tak jak ja czekali na kolejną odsłonę serii. Tych Którzy chcieli poznać zakończenie tej epickiej krucjaty muszę niestety zmartwić. Zapowiada się kolejne czekanie a trójka tak naprawdę nie wiele pcha wydarzenia do przodu. Na koniec pozostaje więcej niewiadomych niż po clifhangerze z części drugiej. Wciąż jednak niepodważalnie jest to Shenmue z krwi i kości posiadające wszystkie cechy, których oczekiwałem. Gdyby ten tytuł ukazał się chociaż 10-12 lat temu niewątpliwie zrobił by furorę, dziś jednak młodzi gracze chyba oczekują czegoś więcej. Osobiście jestem zakochany w serii jeszcze bardziej niż za czasów dzieciństwa, czekam z utęsknieniem na kolejną odsłonę (mam nadzieje, że tym razem będzie to znacznie mniej niż 17 lat) i wiem jedno. Każdy fan serii będzie zachwycony a nowi gracze? Cóż przekonajcie się sami, bo Shenmue to gra magiczna i specyficzna, przez jednych kochana przez innych znienawidzona!
Piona!