Opublikowano przez Ryudo-Kai dnia 11.09.21 godz: 19:21
Super Lucky’s Tale | Recenzja

Super Lucky’s Tale | Recenzja

W ostatnich czasach prawdziwe platformery nie mają łatwego życia. W zasadzie oprócz Crasha Bandicoota oraz Remake’u Trylogii Spyro to nie znajdziemy za wiele produkcji z tego gatunku. Na szczęście swego czasu pojawił się miks obu tych gier w postaci Super Lucky’s Tale! Zapraszam do recenzji gry na konsolę Xbox One S. Jak zwykle na samym dole znajdziecie recenzje wideo!

Historię naszego liska rozpoczynamy od uroczego i kolorowego intro. Z niego dowiadujemy się, że pragnie zostać on bohaterem tak jak jego rodzina strażników. Jak to w takich bajkach bywa jego życzenie się spełnia ale nie do końca tak jakby tego oczekiwał. Siostra Luckiego odnalazła magiczną Księgę Wieków, dzięki której można cofnąć się w czasie a także na nowo napisać historię. Jak się okazuje nie tylko ona jej szukała. Na jej stronach swoje niecne łapska chce położyć również wroga banda kotów na czele z Papciem Omenem (z ang. Jinx). Nieszczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że to nasz bohater Lucky, ratując siostrę sam zostaje wciągnięty przez magiczną księgę. Teraz nasz lisek aby się wydostać musi powstrzymać koci gang no i przy okazji uratować zapisaną historię.

Papcio Omen we własnej osobie.

 

We wstępie wspomniałem, że gra Super Lucky’s Tale jest podobna do dwóch innych. Dlaczego? Ponieważ rozgrywka mocno przypomina wymieszanie Crasha i Spyro. Pierwsze co rzuca się w oczy to podział na światy, co mocno przypomina trylogię fioletowego smoka. Trafiamy do HUBu, jakby świata matki skąd mamy dostęp do innych pod światów. Tam przechodzimy kolejne poziomy wypełnione różnorakimi przeszkodami i przeciwnikami, zdobywając przy tym czterolistne koniczynki, które pozwolą nam dotrzeć do bossa każdego z nich. Prawda, że podobieństwo jest uderzające? 
Wracając jednak do lokacji. W podstawie zwiedzimy tylko cztery główne światy. Podniebny zamek, warzywkowo, świąteczny kanion oraz straszyngton. Trzeba przyznać, że to bardzo niewiele, śmiało mógłbym rzec, że malutko! Na szczęście grając w tę grę dziś, srogo po premierze, za darmo dostępne są również dwa dodatkowe światy. Wyspa skrzelusów a także Lisington. Oba same w sobie również nie są za długie bo w ich skład wchodzą po cztery dodatkowe plansze, ale za to są znacznie trudniejsze niż poziomy w podstawce przez co rozgrywka się nieco wydłuży. 
Jeśli zaś chodzi o największe podobieństwo względem Crasha to to, że niektóre poziomy potrafią doprowadzić do furii. Nie poziomem trudności bo ten jako taki na ogół nie jest wygórowany, choć czasami także bardzo nierówny, to bardziej mam na myśli podobieństwo z odświeżoną trylogią Jamraja, w której główną przeszkodą była trudność wynikająca z samego sterowania. Wiadomo w Super Lucky’s Tale nie jest to aż tak upierdliwe ale zdarzają się poziomy gdzie chcemy po prostu rzucić padem w odbiornik i nigdy więcej nie wracać już do tej gry. To może być szczególnie uciążliwe dla młodszego odbiorcy, bo jak mam być szczery to właśnie taki jest docelowy target dla tej gry. 

HUB’y są mocnym nawiązaniem do przygód fioletowego smoka.

 

Wspomniałem, że poziom trudności jest bardzo nierówny, owszem to moje odczucie ale myślę, że wiele osób, które grało w tę grę będzie miało podobne wrażenia. Początek jest wręcz banalnie prosty i zupełnie nie wymagający, natomiast gdy dochodzimy do Straszyngtonu, a zwłaszcza ostatnich odblokowywanych plansz w HUBie poziom skomplikowania i złożoności winduje strasznie szybko! To samo tyczy się potyczek z bossami, te początkowe to bajka i każdy da sobie z nimi radę, ale walka z Papciem Omenem… o matko ile ja się tam namęczyłem i dobrze, że żadne dziecko nie siedziało obok bo tak rzucałem mięsem na prawo i lewo
No dobrze ale jak w praktyce wygląda rozgrywka? Co potrafi nasz lisek Lucky? Podczas eksplorowania światów bohater potrafi wykonać podwójny skok, nurkować w ziemi i uderzać z lisiej kity. No i tak, to tyle… Jak widzicie samo sterowanie nie jest rozbudowane, bo jak już wspomniałem gra przeznaczona jest głównie dla młodszego odbiorcy i starszy gracz bardzo szybko może się nią znudzić. Na szczęście samo przemierzenie poziomów wzbogacone jest o liczne urozmaicenia. Plansze najczęściej zwiedzamy w pełnym 3D, ale bywają poziomy tylko dwuwymiarowe, jak i takie, które łączą oba te elementy w jedno. Dodatkowo aby nieco bardziej ją urozmaicić HUBy pełne są także ukrytej zawartości do odblokowania, jak lisie nory skrywające sekretne koniczynki, w których będziemy rozwiązywać zagadki. Te przykładowo mogą polegać na przesuwaniu posągów tak aby umieścić je na właściwych miejscach. Inną ukrytą mini grą jest coś na wzór takich starych zabawek, w których trzeba było odpowiednio balansować plansza tak aby znajdująca się w środku kulka trafiła do końca labiryntu. Nie są to trudne łamigłówki, ale miło, że jednak się znalazły w grze. Dzięki temu mamy chociaż małą odskocznie od skakania i nurkowania w ziemi.

Czterolistne koniczynki szczęścia, oj czasem się nam przydadzą!

 

Na negatywny komentarz zasługuje jedynie samo sterowanie, często bywało tak, że Lucky nie reagował na polecenia podczas przyciskania przycisków na padzie w odpowiednim czasie. To z kolei skutkowało zwykle spadnięciem i utratą życia, czy stratą serduszka bo wpadałem na jakąś przeszkodę, którą miałem zamiar ominąć. Nie jest to drobny mankament i nie da się go nie zauważyć. No i niestety ale to tylko potęguje wrażenie, że gra potrafi nas traktować bardzo nie fair, zwłaszcza gdy podchodzimy do tego samego poziomu już któryś kolejny raz. Ponarzekam również na pracę kamery, z niewiadomych powodów w pewnych momentach, blokuje się na sztywno i tylko utrudnia przejście jakiejś przeszkody. Dodatkowo problem pojawia się również gdy musimy naskoczyć na jakiegoś przeciwnika, bywa i tak, że nie trafiając na jego głowę tracimy serduszko. Tak od jednego do trzeciego no i mamy po życiu. A gdy stracimy wszystkie życia musimy zbierać w danym poziomie wszystko od nowa. Przyczepię się również do tego, że mimo małej ilości plansz i poziomów to liczba napotykanych przeciwników jest znikoma. W przeważającej większości przypadków raz napotkanych przeciwników później spotkamy w pozostałych poziomach. Szkoda bo skoro nie ma wielu poziomów to dlaczego oszczędzono na przeciwnikach? No cóż jak nie wiadomo o co chodzi to o pieniądze i pewnie tu też tak było. 
Natomiast pochwalę grafikę bo choć jest minimalistyczna, to bardzo ładna, kolorowa i żywa. Szczególnie widać to w początkowych poziomach, a także w dodatku wyspa skrzelusów. Tam jej potencjał objawia się najbardziej. Wszystko aż tętni od kolorów, ma jaskrawą kolorystykę, taką, że aż przyjemnie się na nią patrzy. To samo tyczy się naszego bohatera. Jego model porusza się płynnie i nie natrafiłem na jakieś dziwne sytuacje w trakcie rozgrywki. Widać jednak, że sam budżet był niski bo nikomu nie chciało zadbać się o tła i gdy kamera przypadkowo wyjedzie poza grywalny obszar zobaczymy bezkres ciągnący się nie wiadomo gdzie.

Grafika potrafi nas mile zaskoczyć.

 

Na sam koniec chciałbym się jeszcze pochylić nad polonizacją. Będzie to istotny aspekt dla osób, które chciałyby kupić Super Lucky’s Tale młodszemu pokoleniu graczy. W grze występują polskie napisy. Ich tłumaczenie jest spójne i nie musimy się natrudzić aby zrozumieć co autor miał na myśli. W trakcie rozgrywki, eksploracji, czy rozmowy z napotkanymi istotami również nie natrafiłem aby tłumaczenie było niespójne czy nie pasowało do całości i psuło odbiór gry. Świetnym odzwierciedleniem moich słów będzie to jak przetłumaczono nazwy światów. Dla przykładu taki Straszyngoton w oryginale nazywany Spookington to kapitalny pokaz tego jak dobrze spolszczyć nazwę własną. Jedyne czego  za bardzo nie mogę zrozumieć to dlaczego naszego arcy wroga przetłumaczono w bardzo niejasny sposób. No jak z Jinx’a można było zrobić Papcia Omena? Hmyyy… zostawię to jednak tak jak już jest i nie wnikajmy w to więcej, bo to jeden jedyny dziwny przypadek.

Czy poleciłbym zatem Super Lucky’s Tale? Ujmę to tak dla młodego gracza, będzie to przyjemna i mało stresująca rozgrywka. Starszemu pokoleniu polecam jednak zostać przy Spyro bądź Crashu dlatego wystawiam tej grze ocenę 6.5/10. W przygodach liska Luckiego brakuje urozmaicenia i tego “czegoś”. Bywało tak, że poziomy zaczęły mnie nudzić i chciałem je jak jak najszybciej przebiec i o nich zapomnieć. Nie znaczy to, że gra jest słaba bo posiada swoje mocne strony jak ładną, bajkową grafikę, ciekawe rozwiązania poprowadzone w trakcie przechodzenia poziomów, ale jednak to ciut za mało aby przyciągnąć wytrawnego gracza na dłużej. Jak to mówią na bez rybiu rak i ryba, więc z braku laku platformerów można dać grę szanse. Nie jest to gra najwyższych lotów ale też nie najniższych.


Plusy
Grafika
Dla dzieci
Polonizacja
Minusy
Czasem irytująca kamera
Krótka
Strerowanie potrafi mocno zdenerwować
Ocena
6.5
Warto zagrać
Graliśmy na: Xbox One
Warto zagrać

Jeśli spodobał Ci się wpis - kliknij
Polubiło 0 użytkowników

Komentarze
Dodaj komentarz
Bądź pierwszą osobą, która skomentuje ten wpis
Zobacz także
Opublikowano przez Ryudo-Kai
dnia 12.07.2023 godz 19:36
Shadows of the Damned | Recenzja
Shadows of the Damned | Recenzja
Opublikowano przez Ryudo-Kai
dnia 16.06.2023 godz 18:31
Sakuna: Of Rice and Ruin | Recenzja
Sakuna: Of Rice and Ruin | Recenzja
Opublikowano przez Ryudo-Kai
dnia 04.02.2023 godz 11:15
Hi – Fi Rush | Recenzja
Hi – Fi Rush | Recenzja
Opublikowano przez Ryudo-Kai
dnia 09.12.2022 godz 13:53
Granblue Fantasy Versus | Recenzja
Granblue Fantasy Versus | Recenzja
 
Autor bloga
Ryudo-Kai
O mnie

Geek od urodzenia. Poczatkowo wierny Atari i Comodore, później zatwardziały PCtowiec, by od czasu PS2 wrócić do łask konsol. Teraz nie ma już znaczenia platforma tylko gry! Oprócz tego wielbie Marvela, książki Zambocha, oraz szeroko pojętą fantastykę. Czasem jeszcze jakieś anime lub serial obejrzę :)
 


Powiązane produkty
Facebook